Pol’and’Rock festival – dzień 1 (relacja)

Za nami pierwszy dzień na Pol’and’Rock festiwal! W tym roku po raz drugi spotykamy się na lotnisku Broczyno w Czaplinku. Pogoda nas nie rozpieszcza, a dalsze prognozy wskazują na to, że nic się nie zmieni. Może i budzi nas słońce, ale tylko po to, żeby za kilka godzin zamienić się w deszcz porwany wiatrem. Jak festiwalowicze radzą sobie z pogodą, która postanowiła rock’n’rollować razem z licznymi goścmi lotniska?

Po raz kolejny Woodstockowa publika udowodniła, że najlepszym sposobem na deszcz jest żywiołowy taniec w jego strugach! Od samego początku niesamowita aura, jaka wytworzyła się pod sceną była nie do pokonania nawet przez naturę.

A wszystko zaczęło się od uroczystego otwarcia festiwalu o godzinie 15:00. Pierwsi koncertowi przybysze dostali do rąk słoneczniki, o które organizatorzy zadbali już dwa miesiące przed przyjazdem. Długi pas zółtych kwiatów witał nas przy wejściu na teren festiwalu, a między nim podest – zaproszenie do zrobienia wyjątkowego zdjęcia na tle słonecznikowego morza.

Kilka minut przed 15:00 pod sceną zjawiły się tłumy, według nas – jedna z największych frekwencji na otwarciu Pol’and’Rockowego festiwalu. Jak co roku – wspólnie złożyliśmy przysięgę, obiecując, że będziemy dbać o ten niesamowity kawałek ziemi, po niej niezastąpiony Roman Polański odgwizdał nam pociąg do 3-dniowych woodstockowych przeżyć, a potem? A potem z niepohamowanym wzruszeniem zaśpiewaliśmy „Glory, glory, Alleluja”! Czy można lepiej otworzyć najpiękniejszy festiwal świata?

Zobaczcie sami!

Idealnym dopełnieniem Pol’and’Rockowej imprezy otwarcia był pierwszy zespół, który wystąpił na dużej scenie – australijski The Rumjacks, znany z rodem pirackich klimatów dzięki np. „An Irish Pub Song”. Strzał w dziesiątkę! Podczas utworu. wypoczęta jeszcze publika kreatywnie podpisała listę obecności, żeglując na wyimaginowanych łodziach w rytm muzyki. Występ pełen symbiozy na linii zespół – publiczność!

Następnie scenę przejął hardcore w kanadyjskim wydaniu – Get The Shot, emanujący rock’n’rollową mocą, która zatrzymała publikę od sceną, mimo że pogoda zaczęła już konkretnie dawać się we znaki, zalewając publiczność deszczem. Co my na to? Oprócz kilku nieśmiałków, peleryny na głowę, albo taniec w deszczu. Wszyscy przeżyli! 😉 Niewątpliwie zmotywowała nas kolejna gwiazda, niekwestionowana legenda polskiej muzyki rockowej – zespół Lady Pank, który wystąpił o 17:50. Warto było przeżyć tę katastrofę pogodową, mimo że początek nie był łatwy. Część sprzętu scenicznego została zalana, co spowodowało, że koncert Lady Pank zaczął się bez słów, chociaż wokalista (Janusz Panasewicz) śpiewał. Co na to publika? Znów wzorowo!

Zobaczcie Video!

Nieco przyjaźniej ze strony warunków pogodowych było już podczas występu kolejnego giganta dużej sceny Napalm Death – grindcorowej kapeli z królestwa brytyjskiego. Co dokładnie się działo zobaczycie w poniższym video! :

Widać doskonale: muza znów pobudziła nas do życia i ogrzała przemokniętych uczestników festiwalu, których część powędrowała do namiotu ASP, gdzie od 17:40 odbywały się koncerty. My zdążyliśmy na legendę polskiego punka – Włochatego. Tam kolorowa „Mała Scena tylko z nazwy” obfitowała w punkowe manifesty, a ich źródłem była abolutna energia Włochatego, który znalazł dla nas czas na rozmowę. Przeczytacie ją w wydaniu festiwalowym Muzycznego Zwierze (data planowana jest pod koniec sierpnia). Wniosek z tego przeżycia jest taki, że Włochaty swoim występem udowodnił, że są przestrzenie ponadczasowe, których nie dotyka znak czasu.

Co było w trakcie obok punkowej siły? Podczas koncertu usłyszeliśmy zarówno stare utwory jak i nowości z ostatniego albumu „Miłość, Pokój, Zamieszki”. Wszystkie zostały przyjęte równie mocno!

Kolejnym bardzo dobrym koncertem przywitała nas na dużej scenie Wicked Dub Division meets North East Ska Jazz Orchestra – 18-osobowa orkiestra, przeplatająca w swojej muzyce wiele światów: Ska, Jazzu i Dub. Jak wyszło? Poniżej fragment!

Nasz redaktor Bartek Kaczmarek pisze o koncercie tak:

Na Dużej Scenie Najpiękniejszego Festiwalu Świata już dawno nie było tak cudownych i bujających dźwięków. Grupa Wicked Dub Division połączyła siły z North East Ska Orchestra, prezentując dla nas wybuchową mieszankę SKA, jazzu i dub. Wystąpili w czwartkowy wieczór o godzinie 20:50. Pogoda nie rozpieszczała, było deszczowo i chłodno, ale ta 22 osoba ekipa rozgrzała nas lepiej, niż ciepła herbata. Oprócz muzyki bardzo ważny był przekaz, który idealnie wpasował się w ideę Festiwalu – pokój, wolność i miłość. Łapcie obrazki, popatrzcie na tych pląsających pod sceną ludzi i poczujcie tę moc i magię.

Później nastąpił prawdziwy dylemat. Proletaryat czy Bullet For My Valentine na dużej scenie?

No dobra. Żartowaliśmy. Dylemat żaden, bo koncert Proletaryatu na scenie ASP był punktem oczywistym. Jeśli ktoś wybrał tak jak my, na pewno jest zadowolony nie tylko z ognistego występu, który dał nam moc, ale także dlatego, że gwiazda dużej sceny pogwiazdorzyła i nie chciała tradycyjnego zdjęcia z publiką, która przyszła ich posłuchać. Ups. Trochę faux pas, Panowie!

Bez wątpienia w tym czasie prawdziwą gwiazdą był polski mistrz ognia – Proletaryat!

CIĄG DALSZY NASTĄPI!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *