„Blood Moon”, czyli muzyka końca świata

Ścieżka dźwiękowa filmu, który nigdy nie powstał. To hasło pojawiło się wraz z informacją o premierze nowego albumu zespołu BOKKA. I bynajmniej nie chodzi tu o komedię romantyczną. Bardziej kino katastroficzne bez wyraźnego happy endu.

Przed wami nasza recenzja płyty „Blood Moon”!

Koniec lutego nie był najlepszym momentem, by cieszyć się nową muzyką. Bo i jak się cieszyć, gdy co chwila docierają do ciebie informacje o ostrzałach kolejnych ukraińskich miejscowości. Gdy mijasz na ulicy płaczących z bezsilności ludzi. Gdy nie masz gwarancji, że wojna nie zapuka również do twoich drzwi…

Nowy album BOKKI słuchałem w pociągu z Katowic do Wrocławia. Stojąc na korytarzu, gapiąc się w szybę. Bo mój przedział był w tej chwili sześcioosobowym już tylko z nazwy. Podróżuję dużo i w różnych kierunkach. Ale takich tłumów nie widziałem nigdy, nawet w drodze na największe festiwale. Nie znam ich języka, ale z pojedynczych słów udało się wywnioskować, że są w drodze już od kilku dni. Że nie śpią. Nie wiedzą co dalej. I choć od miejsca działań zbrojnych dzieliło mnie jakieś 600 kilometrów, to uświadomiłem sobie, że to wszystko dotyczy nas już bezpośrednio. W tle oczywiście muzyka z płyty „Blood Moon”, którą zdążyłem zapętlić w drodze około czterech razy. Jeszcze raz po powrocie i drugi podczas pisania tej recenzji. I wiem, że długo do niej nie wrócę. Choć jest to prawdopodobnie najlepszy album oddający ducha tych niespokojnych czasów.

Materiał powstawał w warunkach pandemii, co miało ogromne przełożenie na jego zawartość. W końcu znaleźliśmy się w sytuacji, w której praktycznie z dnia na dzień musieliśmy przyzwyczaić się do życia na nowych zasadach. Całą tę złość, strach i frustrację znajdziemy w nowych utworach BOKKI. I nie żeby ich dotychczasowa twórczość była kolorowa i pełna pozytywnego przekazu. Ale „Blood Moon” to najmroczniejsza pozycja w ich dyskografii. Prezentująca wszystkie ciemne strony i obawy współczesnego świata. Skłóconego przez dezinformację i hodowaną od najmłodszych lat nienawiść. Premiera wraz z wybuchem wojny w Ukrainie to tylko wisienka na torcie. Choć zespół BOKKA nigdy do tych premier nie miał specjalnego szczęścia. Ostatnią przypłacił pożarem busa, a wraz z nim całego sprzętu scenicznego. Ocalała tylko jedna maska. A co ostatnie się tym razem? Na razie trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że nie skończy się tak jak na płycie. Bo tym razem mamy do czynienia z concept albumem, który jest pewnego rodzaju wizualizacją końca świata. Wyobrażeniem jak to wszystko może wyglądać. W skrócie – jeśli nie wykończymy się sami, zrobi to natura. Choćby tytułowy „krwawy księżyc”.

Płyta składa się z dwóch, a tak właściwie to trzech części. Pierwsza to apokaliptyczny tryptyk złożony z trzech singli: „Blood Moon”, „How… It All Ends” i „900”. Później następuje oddech w postaci ambientowej, instrumentalnej kompozycji „Altitude”. A dopiero po niej przechodzimy do właściwej zawartości albumu. Budując przez pryzmat kolejnych utworów opowieść o trawiącym ziemię zniszczeniu. Bez chwytliwych melodii, których pełno na wcześniejszych albumach BOKKI. Jest „900”, który może pełnić rolę nowego „Let It” czy „Town Of Strangers”. Ale czy coś ponadto? Podoba mi się kierunek obrany przez zespół. Pozbawiony ciśnienia na tworzenie hitów. Bo otworzyło to przed nimi możliwości, jakich wcześniej nie było. Szczególnie trafia do mnie industrialny „How… It All Ends”, w którym odnajdą się sympatycy brzmień Buriala i Moderat. Dalej wspaniała linia wokalu Y i potężne brzmienie bassu w utworze „Noises From the Outside”. Zmysłowy „Walk On A Wire”, minimalistyczny „The Abyss”. „Altitude” przywodzący na myśl Radiohead i ich „Motion Picture Soundtrack” czy „Point” wyrwany rodem z płyty The 1975. Całość kończy „No Counting Backwards”, który nie pozostawia wątpliwości że mamy do czynienia z płytą szczególną. Taką, która nie stanie się zapewne wiosennym przebojem. Będzie za to wracać w trudnych momentach. Gdy nikt nie ma ochoty na słuchanie wesołych piosenek. To duża odwaga, za którą jestem zespołowi BOKKA bardzo wdzięczny.

Dawid Musiał / pan_kaseciarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *